Idziemy po swoje
PDF Drukuj Email
Wpisany przez Elżbieta Podolska
Poniedziałek, 26 Styczeń 2009

Idziemy po swoje...

 

Rozmowa z Olgą Bończyk i Robertem Kudelskim

 

  

Niebawem na półkach sklepów muzycznych ukaże się płyta z piosenkami Georga i Ira Gershwinów w Państwa wykonaniu. To nagranie spektaklu muzycznego. W Polsce zapomnieliśmy trochę o Georgu, a wcale nie znamy Ira'y.
Olga Bończyk: - Ira pisał teksty i żył w cieniu Georga, który był także kompozytorem muzyki symfonicznej. I tak naprawdę to on zdobył światowy rozgłos.  Ich wspólnych piosenek powstało bardzo dużo. Przygotowując spektakl byłam aż zdumiona, kiedy odkrywałam tyle pięknych utworów, które do tej pory były mało znane. Jest wiele sztandarowych przebojów Gershwinów, które wszyscy nucą. My sięgnęliśmy też po te nieco mniej znane. Dodatkową atrakcją naszego spektaklu i płyty jest to, że piosenki mają polskie teksty napisane przez Tadeusza Ozgę. Często zabawne, często też nie są tłumaczeniami, a raczej od nowa stworzonymi na potrzeby opowiedzenia pewnej historii.Płyta została nagrana, ale teraz czeka na uprawomocnienie się w ZaiKSie. Zdobycie praw jest bardzo trudną sprawą.
Ten spektakl jest kolejnym dowodem na to, że oboje Państwo nie daliście się zaszufladkować serialom.
O.B.: - Sądzę, że mądrością artysty, nie tylko aktora, który  chce pracować do końca swoich dni w zawodzie jest to by nie ulec takiej złudzie ,,pięciu minut''. Temu, że wtedy trzeba koniecznie brać wszystko, co jest w zasięgu ręki.
Wielu jednak ulega.
O.B.: - Dlatego mówię, że jest to moje prywatne zadanie, że należy przed tym uciekać. Bardzo o to dbam i choć często czytam w gazetach, że jestem aktorką jednego serialu, poczytuję to sobie za komplement. Choć dla wielu ludzi jest to ujma, bo dla wielu aktorów jest to powód do dumy, by grać jednocześnie w pięciu serialach podobne role. I tak naprawdę potem już nie wiadomo, kogo się gra. Mam na ten temat zupełnie odmienne zdanie i wolę pięć razy zastanowić się nad propozycją. Chciałabym swoją karierę, jeżeli można to tak nazwać, budować bardzo rozważnie, może powoli, bez żadnych wielkich fajerwerków. To pozwala mi wierzyć, że będę mogła pracować w tym zawodzie długo i nie będzie mną przesytu. Bardzo wielu aktorów doświadczyło tego staniu. Myślę, że to jest rezultatem wykorzystywania siebie, swojego wizerunku na maksa. Po 4-5 latach nagle okazuje się, że tej twarzy w mediach jest tak dużo, że nastąpił przesyt i nikt  nie chce z nią pracować. Strasznie bym nie chciała, żeby coś takiego nastąpiło w moim przypadku. Myślę, że jest to najbardziej bolesny moment, kiedy nagle zatrzaskują się wszystkie drzwi.
Państwu jednak to nie grozi. Nie dość, że macie sporo propozycji to jeszcze sami szukacie  najlepszych ról dla siebie.
O.B.:
- Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli nie będziemy się sami doceniać, nikt nas nie będzie cenić, jeżeli sami nie będziemy się szanować, to nikt nas nie będzie szanował i jeżeli nie będziemy się sami zatrudniać, nikt nas nie będzie zatrudniał. Tajemnica poliszynela jest, że są  takie sfery zainteresowania się sobą wzajemnie. Znajomi zatrudniają znajomych. Jakby ról i miejsc pracy dla takich osób, które, jak my,  nie bywają na bankietach i w śmietance towarzyskiej, jest niewiele.  Muszę pochwalić Roberta. Bardzo mi tym imponuje i za to go także bardzo cenię. Od paru lat ma własną firmę, a teraz dodatkowo poważył się na wyprodukowanie dwóch dużych projektów. W obu mam przyjemność   grać. W październiku ubiegłego roku była premiera amerykańskiej sztuki "Some Girls". Była to prapremiera polska.
Rober Kudelski: - To sztuka, która bije rekordy popularności na całym świecie, grają najlepsi aktorzy. Mam nadzieję, że także w Polsce będzie przyjmowana entuzjastycznie. Wygraliśmy walkę o licencję z bardzo dobrymi, ale wydaje mi się, że za bardzo skostniałymi teatrami w kraju. Okazało się, że byliśmy bardziej elastyczni niż one i dlatego to my mamy premierę tej sztuki. To znakomita literatura. U nas grać będzie także doborowa obsada. Oczywiście jest tutaj także pewien klucz towarzyski, ale to bardziej sprawa nie znajomości, a zaufania,  możliwości, wspaniałego dogadywania się podczas pracy. Tym bardziej walczyliśmy o najlepszych, bowiem jest to także inauguracja działalności mojego teatru. Nie jest to teatr offowy, ale nie będzie miał na razie siedziby. Korzystamy z gościny Emiliana Kamińskiego w ,,Kamienicy''. Nie chcę się przynajmniej teraz zajmować sprawami lokalowymi, rachunkami. Chcę postawić na to, żeby zajmować się produkowaniem znakomitych sztuk, które będziemy grać w prestiżowych miejscach i w doskonałych teatrach. Chcemy być absolutnie profesjonalni w tym co robimy. I powiem szczerze, chcemy, w dobie ery serialowej i takiej często byle jakiej gry, postawić na sztukę aktorską, na kunszt aktorski.
Jest Pan bardzo odważnym człowiekiem.
R.K.:
- Prawdziwy teatr to nie jest granie emocji, jak próbują nam pokazać przeróżni reżyserzy i aktorzy, to jest granie sprawy. Ja chcę w swoim teatrze do tego wrócić. Chcę pokazać na czym polega prawdziwy teatr.
Dzisiaj to jest bardzo odważne podejście do teatru, ale także do własnego biznesu.
R.K.:- W moim 10. leciu pracy na scenie (jubileusz przypadał w październiku 2008) najbardziej ubolewam nad upadkiem sztuki aktorskiej. W moim teatrze chcę pokazać że uważane przez wielu twórców za aktorki jednej roli filmowej czy serialowej, potrafią bez żadnych drastycznych zmian powierzchowności, stworzyć wspaniałe kreacje teatralne. Często dużo lepsze, bo są to osoby utalentowane, które na dodatek chcą coś udowodnić. Gwiazdą pierwszego przedstawienia jest Maria Pakulnis, dla mnie jest to ideał aktorki. My idziemy w tej realizacji po swoje...
Dzisiaj trzeba iść po swoje, inaczej ginie się w szarym tłumie...
R.K.:  - My jesteśmy narodem strasznie biernym, który bardzo lubi narzekać. Produkcja spektakli to bardzo pracochłonne i odpowiedzialne zajęcie. W ferworze tej pracy nie zawsze zdajemy sobie sprawę z zagrożeń, oczywiście wszystko obliczone jest na sukces, ale...wszystko zdarzyć się może.
Ale gdyby ludzie cały czas się jedynie zastanawiali nad możliwymi konsekwencjami, to świat stałby w miejscu. Może mógłbym robić coś innego, albo dzięki serialowi po prostu leżeć na plaży. Na szczęście to nie leży w moim charakterze. Wszyscy dookoła mnie mówią: o Boże co będzie, po co ci to, odważny jesteś. A przecież tak naprawdę wszyscy mogą zrobić to co ja, tylko wolą być bierni, stać z boku. Muszę powiedzieć, że w teatrze, jak w każdym interesie, jak ktoś walczy o swoje, jak widać, że jest zaangażowany w sprawę, to ludzie do niego inaczej podchodzą, starają się mu pomagać.
Polak chciałby być zapaleńcem, ale mu się nie chce.
R.K.: -Dokładnie tak. Najłatwiej mieć podejście: zrobiłbym to, ale po co i tak mi się nie uda.  A nam się chce i wierzę, że się uda.

Rozmawiała: Elżbieta Podolska

Zmieniony ( Poniedziałek, 26 Styczeń 2009 14:44 )