Dzięki Scenie na Piętrze możemy oglądać Pierwszą Ligę Aktorską Jak nawiązały się pańskie kontakty ze Sceną na Piętrze? Na tym tle Scena na Piętrze, najmniejszy teatr Poznania, ma jednak swoją wierną publiczność i jest swoistym ewenementem w dziedzinie kultury miasta... - Na pewno. Dzięki Scenie na Piętrze, możemy oglądać Pierwszą Ligę Aktorów, co z kolei wpływa na rozgłos Poznania, jako miasta przyjaznego dla sztuki w środowiskach krajowych. A że tak się stało, zawdzięczamy to zapałowi fanatyków (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) takim jak Romuald Grząślewicz i jego najbliżsi współpracownicy. Potrafił on zaagitować i mnie, a ponadto grono przyjaciół Sceny na Piętrze, spośród przedstawicieli władz, biznesu, opinii. Wiadomo, jaką sztuką jest prowadzenie instytucji kulturalnej, sztuka kosztuje, stąd umiejętność pozyskiwania sponsorów należy do wielkich zalet ludzi kierujących nimi. Jak Pan wspomniał, ten teatr jest chlubą miasta i spełnia rolę w jego promowaniu... Tak, bo dziś ma doniosłe znaczenie, jako że miasto można promować na różne sposoby. Ostatnio, dzięki Scenie na Piętrze miałem możność poznać osobiście pana Marka Kondrata, znakomitego aktora i czarującego człowieka. Podziwiałem też pana Emiliana Kamińskiego w spektaklu „W obronie jaskiniowca”. Obyczaj spotkań widzów z goszczącymi w Poznaniu aktorami po spektaklach, należy do stałego punktu programu i stanowi dodatkową atrakcję dla wszystkich odwiedzających teatr na Masztalarskiej. Należałoby życzyć sobie więcej takich ludzi jak prezes Romuald Grząślewicz, którzy biegają, pukają, przypominają – bo w świecie pieniądza prowadzić teatr na wysokim poziomie, to bardzo duża sztuka. Dlatego życzyłbym Fundacji Sceny na Piętrze, aby znalazła więcej solidnych sponsorów, którzy dawaliby gwarancję pewnej, stałej pracy i lepszego przygotowywania tego, czego oczekujemy. A więc sztuki przez duże S. Ale przyznać trzeba, że to, co dotychczas prezentuje Scena na Piętrze, ma wysoki poziom i jakość. Rozmawiał redaktor Zdzisław Beryt – sierpień 2002 |