Robert Mirzyński opowiada

Kot z tespisowego worka
Robert Mirzyński

A kiedy Prezes Romuald Grząślewicz poprosił mnie, abym został jurorem Konkursu Dramaturgicznego TESPIS’2000, nawet przez moment do głowy mi nie przyszło, że skończy się to rok później w Sopocie, gdzie odbierałem Grand Prix I Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Dwa Teatry.

Lekko onieśmieliła mnie ta propozycja, bowiem wśród jurorów byli ludzie, którzy na teatrze „zjedli zęby”; Roman Kordziński – reżyser, Ryszard K. Przybylski – teoretyk teatru i Zdzisław Wardejn – aktor, a moje doświadczenia w tej materii to przede wszystkim reżyseria w „teatrze wyobraźni”, czyli realizacja słuchowisk radiowych. Nie miałem i nie mam, jak do tej pory, doświadczeń w pracy z aktorami na żywym planie. Uspokoił mnie jednak Wojciech Biedak – reżyser radiowy i dyrektor programowy Radia Merkury Poznań, który także zasiadł w gronie jurorów.

– Panie Robercie – powiedział – szukamy tekstów, które można zrealizować w radiu. „W radiu pomyślałem. Dlaczego nie? Do tego moje ucho się nadaje” i tak zacząłem czytać nadesłane na konkurs sztuki małoobsadowe i monodramy.

Czytałem, czytałem i czytałem. Na pytanie żony „co robisz?” odpowiadałem „czytam”. Na propozycję spotkania towarzyskiego odpowiadałem „nie mogę, czytam”. Nigdy nie przypuszczałem, że może to być takie męczące. Tekstów nadesłano ponad 200, różnej długości i wartości. Na szczęście Piotr Żurowski dokonał wstępnej selekcji odrzucając prace, które nie spełniały podstawowych warunków konkursowego regulaminu – chwała mu za tę tytaniczną pracę! – i do przeczytania pozostało zaledwie coś koło setki, ale to już przecież drobnostka. „Mężu może pójdziemy do teatru lub kina?” „Niestety…” ciągu dalszego możecie się domyślić. Ale to był dopiero początek.

Schody zaczęły się podczas posiedzenia jury, gdy trzeba było wybrać laureata konkursu. Kilkugodzinne dyskusje, spory, porównania, docinki i kąśliwe uwagi, odchodzenie od stołu, szermierka na argumenty i rzucanie na szalę własnego autorytetu – jak do tej pory nie uczestniczyłem w tak zażartych rozmowach. Próbowałem zachować zimną krew i obiektywne spojrzenie, ale w końcu i ja uległem emocjom i tej niesamowitej atmosferze sędziowskich obrad. Jeśli ten opis nasunął komuś skojarzenia z trybuną sejmową, to pragnę uspokoić. Mimo zaciętości dyskutantów, nigdy nie padły z ich ust nieparlamentarne słowa, a spory były prowadzone z zachowaniem wszelkich kanonów dobrego wychowania, o których tak często się teraz zapomina.

W końcu jest consensus! Nagrodę za sztukę małoobsadową otrzymał Edmund Pietryk, a za monodram Katarzyna Grochola – moja cicha faworytka. Jej sztuka pt. „Kot mi schudł”, o samotnej starej kobiecie, poruszyła mnie już przy pierwszym czytaniu. Było w niej wszystko, czego szukam w tekstach, gdy chcę zrealizować słuchowisko radiowe: historia, emocje i materiał dla aktora. Już wtedy wiedziałem też, kto zagra tę przejmującą rolę.

Gdy zobaczyłem Sidonię Błasińską w „Jaskini filozofów” wg Zbigniewa Herberta, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że stworzy w słuchowisku świetną kreację. Zatelefonowałem, przedstawiłem pomysł na realizację i, ku mojej radości, Pani Sidonia się zgodziła. Zgodził się także Marcin Murawski fenomenalnie „zamiauczeć” na swojej altówce – proszę się nie uśmiechać, to świetny muzyk, który bardzo profesjonalnie podszedł do pracy w radiu. Przez kilka godzin przysłuchiwał się (znajomi twierdzą, że przesłuchiwał) swojemu kotu, aby wydobyć odpowiednie dźwięki z instrumentu. Irena Goszczyńska, wirtuoz radiowej konsolety, obdarzona ogromną wyobraźnią dźwiękową, z którą zrealizowałem wszystkie moje dotychczasowe słuchowiska, była zachwycona efektem, jaki udało nam się osiągnąć we współpracy z muzykiem. Zanim jednak weszliśmy do studia odbyłem jeszcze kilka rozmów telefonicznych z Katarzyną Grocholą. Musiałem przekonać ją, że konieczne są skróty w jej tekście. To, co przez godzinę można zaprezentować na scenie teatralnej, w radiu musi się zmieścić w 30 minutach. To są dwie różne estetyki i dwie różne formy teatru.

Wiedząc, jak autorzy przywiązani są do każdej kropki i przecinka, sięgałem po słuchawkę „z duszą na ramieniu”. Moje obawy były jednak nie potrzebne. To, o co prosiła mnie Kasia – po sukcesie na festiwalu Dwa Teatry w Sopocie, przeszliśmy na ty (sic!) – sprowadzało się tylko do jednej prośby, abym nie okaleczył wydźwięku jej sztuki. Wykreślanie kolejnych zdań z tekstu, można porównać tylko z precyzyjną operacją chirurga na otwartym sercu. Udało się, pacjent przeżył! Słuchowisko „Kot mi schudł” miało swoją premierę antenową jesienią 2000 roku.

W tym czasie zrealizowałem jeszcze jedno słuchowisko na podstawie tekstu nadesłanego na Konkurs Dramaturgiczny TESPIS. Była to „Historia pewnego garnituru” Arkadiusza Jadczaka. Autentyczna opowieść o tym jak uparty krawiec Władysław Berkan egzekwował zapłatę od Stanisława Przybyszewskiego, za uszycie artyście garnituru. Podstawą fabuły była korespondencja, którą panowie prowadzili ze sobą przez kilkanaście lat. W rolę krawca wcielił się Witold Dębicki, a Przybyszewskiego zagrał Szymon Bobrowski. Ale gdy zbliżał się termin nadsyłania słuchowisk na I Festiwal Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji DWA TEATRY Sopot 2001, zdecydowałem, że zaprezentuję monodram Katarzyny Grocholi. I to było to!

Za najlepsze słuchowisko, które zostało w 2000 roku uznano naszego poznańskiego kota – w pełni poznańskiego, bo przecież Katarzyna Grochola pochodzi z Poznania, tutaj też dzięki życzliwości Sceny na Piętrze, w jakimś sensie, rozpoczęła się jej kariera pisarska. Wzięliśmy wszystko! – Grand Prix i nagrodę za najlepszą żeńską kreację aktorską dla Sidoni Błasińskiej. Odbierałem statuetkę i myślałem, co by było gdybym nie przyjął propozycji Romka Grząślewicza. Siedziałem na widowni ściskając naszą (bo słuchowisko to sukces zespołowy) zdobycz w rękach, gdy na scenie sopockiego teatru kameralnego, gdzie odbywała się finałowa gala Andrzej Wajda odbierał Grand Prix za sztukę „Bigda idzie” – najlepszą realizację telewizyjną. Siedziałem i cieszyłem się jak dziecko z nagrody, ale do końca nie mogłem jeszcze uwierzyć, że kot, którego wyjąłem z tespisowego worka przyniósł mi szczęście.

(sierpień 2002)

Brak możliwości komentowania